piątek, 30 maja 2014

Rozdział 4



Rose

Co do cholery właśnie się stało ?
Miałam dreszcze wzdłuż całego kręgosłupa co sprawiało, że chciałam stąd wiać jak najszybciej potrafię.  Nigdy wcześniej w życiu nie byłam tak przerażona jak teraz. Nie mogłam oddychać, nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nawet odwrócić wzroku od widoku przed mną. Ten nie winy chłopak nie żyje. Jego dusza już upuściła ciało. Mój żołądek skręcał się na sto supełków, a w gardle, aż roiło się od wielkiej guli, która oznaczała tylko histeryczny płacz. Z trudem powstrzymałam to zakrywając ręką instynktownie swoje usta – o ile to mogło jakoś pomóc. Co mam teraz robić ? Po co ja tutaj szłam? Co ja chciałam udowodnić tym ? Chciałam popisać się przez nowo poznanym chłopakiem z klasy ? Przecież to nie w moim stylu, a jednak zrobiłam to. Co mnie do cholery skłoniło do tego czynu ?
Miałam teraz tysiąc myśli na minutę. Nie mogłam dłużej patrzeć na tą scenę. Odwróciłam się i przerażona zaczęłam uciekać. Zaczęłam histerycznie płakać. Nie wierzyłam, że dożyję takiego momentu. To, to było okropne.
Wiedziałam, że były tutaj gangi – między innymi dla tego mój tata tutaj przyjechał- ale, żeby aż tak, żeby zabijając niewinnego człowieka, który nic im nie zrobił. To miasto definitywnie było już skreślone z mojej listy, gdzie mogę być szczęśliwa.

Jai

Otworzyłem szerokie drzwi od hangaru tym samym ukazując moje kochane auta. Zaczynając od czarnego lamborghini do białego Chevroleta Camaro po złotego Lotusa Elise i ciemno niebieskiego Ferrari 456M GT, który jest moim ulubionym samochodem jeszcze z dziewiętnastego roku. Zwykły, prosty w obsłudze takie są najlepsze. Wszystko było idealnie ukryte na obrzeżach miasta w głębi lasu.
Przedarłem się przez cudeńka, aż do drzwi magazynu. Otworzyłem je i weszłaem do środka.
- Gdzie jest Beau ?! – krzyknąłem już z wyjścia
- Jai uspokój się – podszedł do mnie Daniel
- Nie zabije  tych skurwieli ! 
- Jai to nie ma sensu – podszedł do mnie starszy bliźniak
- Luke oni pobili do nieprzytomności naszego brata to przez nich siedzimy w tym gównie po uszy – warknąłem
Byłem tak na buzowany, że mogłem to zrobić w tej chwili bez żadnego wahania. Ci pieprzeni Ganvailes zniszczyli mi moje życie !
- Załatwimy to po sowiemu Jai – wtrącił się Yammouni -  Pamiętasz chyba, że bez Beau nic nie robimy ? To by było zbyt ryzykowne dla nas wszystkich.
- Tak wiem, ale na samą myśl mnie coś bierze jak sobie pomyśle, że bez karnie sobie tutaj chodzą po naszych terenach i biorą nasze sprawy swoje zaśmierdziałe ręce. Robiąc tak dokładnie, żeby to my wpadli w ręce glin.
- Cały Tyler – warkną Luke
- Pieprzony skurwiel – dodał Daniel ciągnąc za koniuszki swojej grzywki.
- Przecież mamy plan nie możemy pozwolić na to, żeby się spieprzył.
- Kosztem Beau ! – krzyknąłem
- To był cześć planu – dodał James
- Dlaczego o wszystkim dowiaduje się ostatni !
- Takie życie bracie
- Pieprz się – usiadłem na starej kanapie
- Jai widziałeś tą nową – odezwał się Luke po dłuższej chwili ciszy
- Ta.. – mruknąłem – Nie jest taka zła. Napluć w kasze se nie da
- Gadatliwa też za bardzo nie jest.. ale i tak ją zaklepuje jako pierwszy
- Co ? Stary ty chodziłeś z prawie wszystkimi nowymi laskami tutaj może na odmianę ja też chce ? – wkurzyłem się
- Takie życie Jai – zaśmiał się
- Pieprzyć twoje zasrane życie i tak będzie chodzić ze mną !
- To o ile się ciachamy, że to ze mną będzie ?
Czy on mnie podjudzał ?
- Mamy miesiąc. Zawsze w ostatni dzień miesiąca jest decydujący wyścig i zawsze takim trafem kłócimy się kto w nim jedzie. Ten kto będzie ją mieć bierze udział w wyścigu do tego przegrany jedzie za pasażera.
- Dobra – wyciągną rękę- I tak przegrasz jesteś za cienki w te klocki bracie – ja również wyciągnąłem rękę
- James przecinaj ! – zawołałem
- Sorry chłopaki nie chce z tym mieć nic wspólnego – podniósł ręce w geście obrony
- Daniel ? – zawołał Luke
- Dobra, dobra idę

Rose

Cały dom był ciemny, nie była zapalona nawet, ani jedna lampka, wszyscy już dawno spali. Było już dziesięć po pierwszej, a ja jeszcze nie spałam myśląc o tym wszystkim co się zdarzyło.
Siedziałam na parapecie wpatrując się na ciemne, całkowicie ciemne miasto. Tylko z niektórych okien dochodziło światło. Zastanawiało mnie mnóstwo rzeczy… Mianowicie. Po pierwsze: Mam o wszystkim powiedzieć ojcu ? Po drugie: Kim byli ci mężczyźni ? Po trzecie: Jak dalej będę żyła z tą myślą, że widziałam na własne oczy morderstwo.  Te pytania niestety chyba pozostaną bez odpowiedzi.
Upiłam kolejny łyk herbaty. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Gdy tylko to zrobiłam od razu widziałam tą samą scenkę, która zdarzyła się parę godzin temu. Te słowa, ten moment, ten trzask, tą krew... Myślałam, że nie wytrzymam tego ciśnienia w mojej głowie, które z każdą minutą buzowało coraz silniej .. 
__________________________________________________
Hej kochani <3
Z góry od razu przepraszam za tak długą nieobecność, ale nie mogłam dodać rozdziału gdyż musiałam się uczyć -.- Masakra mam nadzieje, że mi to wybaczycie :)  Standardowo jak zawszę przepraszam za wszelakie błędy
Co do samego rozdziału  coś mi się jednak nie podoba, no ale już nie zmieniałam nic tylko dodaje go tutaj.
No to co bliźniacy założyli się o nową dziewczynę
Jak myślicie Rose powie swojemu tacie, że widziała morderstwo na własne oczy ? 
Jak to się dalej potoczy ?
8-11 komentarzy = nowy rozdział

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 3



Rose 
 
Resztę dnia w szkole spędziłam na całkowitym luzie i wyczekiwaniu na ostatni dzwonek. Może nie wszyscy ludzie tutaj są tacy źli ? Lecz jednak ostrożności nigdy nie za wiele. Musiałam wracać sama do domu. Może i to lepiej przynajmniej poukładam sobie pewne sprawy.
Szłam przez zatłoczony park począwszy od osób w podeszłym wieku do małych dzieciaków biegających tu i tam. Kocham małe dzieci są słodkie, ale niestety zbyt duża liczba ich mnie przerażała.Wiem to dziwne, ale taka już jestem.
W pewnym momencie usłyszałam głośną muzykę – o ile się nie mylę był to hip-hop połączony z rapem. Podeszłam bliżej i przedarłam się przez tłum, aż do pierwszego rzędu. Zobaczyłam dwie grupy tańczących ludzi, którzy toczyli ze sobą walkę taneczną. Nie był to mój styl tańca, ale w jakiś sposób zainspirowali mnie to jak się ruszali. Dominowały w tym ruchy takie jak całkowita swoboda ciała, nie to co w balecie, którą na co dzień uprawiałam. 
Zamierzałam dostać się na letnią szkolę tańca, wiec żeby się tam dostać trzeba zaprezentować jakiś swój układ taneczny, którego jeszcze nie miałam. Ci tancerze byli świetną partią na inspiracje, wiec stwierdziłam, że będę często zaglądać do tego parku.
W geście przypływu radości, że znajdowałam się w swoim żywiole uśmiechnęłam się, co często nie gościło u mnie na twarzy. Był straszny tłum co towarzyszyło temu hałas. Ludzie zaczęli się przepychać w prawo i lewo, aż zostałam wypchana z początku kręgu na sam koniec. Obróciłam się za siebie, naglę wszystko było puste o wiele mniej biegających dzieci i osób siedzących na ławkach. Coś się szykowało, a ja nie wiedziałam co. Moje sumienie nakazywało mi uciekać i to jak najszybciej byle najdalej z tond, ale jednak ciekawość górowała. Stwierdziłam, że podejdę bliżej wierzby i stanę na jednym z tych zielonych ławek, po obserwuje zachowanie ludzi. Tata mnie tego nauczył, że zawsze znajdzie się ktoś kto będzie wiedział o wszystkim, wiec będzie stał na obrzeżach i wszystkiego wypatrywał. Rozglądałam się, ale niestety nie widziałam nikogo, kto byłby podejrzany. Wiec ostrożnie zeskoczyłam z ławki. Niestety dla nie mojej korzyści źle postawiłam nogę i prawie nie spadłam na zimną ziemi. Uratowały mnie czyjeś ręce. Spojrzałam na górę na swojego wybawiciela. Miał śliczne brązowe oczy, które należały do mojego kolegi z klasy- o ile możemy nazwać się kolegami- był to jeden z bliźniaków. Jai.
- Eh.. Dzięki – wyrwałam się i lekko się uśmiechnęłam
- Nie ma sprawy- również się uśmiechną – Musisz jak najszybciej z tond iść..
- Ale jak to ? – przerwałam mu – Wiesz co tu się dzieje ? – dopytywałam
- Wiem – już miałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to – Niestety księżnie nie mogę powiedzieć. To sprawa życia i śmierci.
- Życia i śmierci ? Oszalałeś ! – czy on zwariował ? Widocznie chyba tak – Niestety nigdzie stąd się nie ruszam – usiadłam na ławce - właśnie oglądam jak tańczą – wskazałam na grupkę ludzi, którzy już się zbierali.
- Nie możesz tu zostać – krzykną na mnie
- A co ty wiesz czego ja mogę a czego nie ! – wstałam i wykrzyczałam mu to prosto w twarz
Stał bez ruchu patrząc się na mnie tymi czekoladowymi oczami tym samym błagając mnie żebym poszła. Teraz dopiero przyjrzałam mu się uważnie i zobaczyłam rozcięcie na jego brwi tuż przy kolczyku.
- O mój Boże co ci się stało ?! – wskazałam na brew  
- To nic takiego – dotkną rany – tylko trochę piecze – przerwał – Proszę cię idź prosto do domu
- Ale do tej rany może wdać się zakażenie – zignorowałam go
- Nie rozumiesz co się mówi do ciebie ? Księżniczko nie przejmuj się mną tylko lepiej sobą – przerwał – mam cię zaprowadzić –ścisną mnie mocno za prawą rękę i zaczął prowadzić
- Ała.. kretynie to boli ! – wolną ręką zaczęłam go bić i wyrywać – pojebało cię to boli !
Staną i obrócił się do mnie. Staliśmy twarzą w twarz. W tej chwili zadzwonił mu telefon. Wyciągną go z kieszeni, odblokują i przykładając do ucha
- Co James ?!... zaraz będę… pierdolisz.. idę – rozłączył się i schował telefon – na twoje szczęście Księżniczko nie odprowadzę cię do domu. Wracaj prosto.
Odszedł. Wzdychając, sfrustrowana samą sobą, poczułam buzowanie w głowie. Zazwyczaj nie łamałam reguł, które mi wpojono, ale ten jeden raz miałam wrażenie, że to zrobię. Cholera. Pakuje się w kłopoty. Włożyłam ręce do kieszeni i zaczęłam iść w stronę kierunku kiedy ostatnio widziałam Jai’a. Ścieszka w pewnej chwili zaczęła się rozwidlać na dwie części, dalszego parku i lasu. Którędy poszedł ? Nie wiem czemu, ale wybrałam las. Odpychałam od siebie wszelakie dziwne myśli. Zagłębiając się bardziej, zauważyła niedaleko siebie grupkę ludzi. Ostrożnie spojrzałam w ich stronę. Mieli na sobie same czarne rzeczy, z wyjątkiem jednej osoby. Postanowiłam przyjrzeć im się z bliższa. Każdy stawiany przez mnie krok sprawiał, że coraz bardziej się bałam, przesunęłam się bliżej drzewa, próbując pozostać niezauważona – o ile da się to zrobić.
- Naprawdę myślałeś, że zapomnimy !? – mroczny głos uderzył o moje uszy
Spojrzałam w jego stronę i ujrzała mi się sylwetka chłopaka. Wyglądał na starszego o rok ode mnie, umięśniony, brunet z grzywką podniesioną do góry i niebieskich oczach. Jego postawa samą mnie przeraziła, a co miał powiedzieć ten chłopak.
- J- Ja.. Potrzebuje jeszcze trochę czasu – jąkał się
- Jesteś w wielkim gównie Sam – poczułam jak ściska mi się żołądek
- Prze-przepraszam.. dajcie mi jeszcze przynajmniej dwa dni – znów się za jąkał
- Proszę ?! Dostałeś już szmat czasu tym samym kilka szans i gówno z nich wyszło
Przełknęłam ślinę. O co im chodzi ? Czego oni od tego gościa chcą ?
- To nie jest gra  – jeden chłopak ubrany na czerwono popchną mężczyznę na drzewo, a on suną się po niej bezwładnie
- Chcę jeszcze dwa dni ! Jeśli mi ich nie dacie pójdę na policję i oskarżę was o szantaż i prześladowanie ! – mężczyzna się im postawił. Bogu dzięki przynajmniej nie będzie się sobą pomiatał
- Hm, cóż, twój czas się skończył, dupku – moje serce stanęło, gdy usłyszałam te słowa. Byłam bliska zawału. Chłopak wyciągną pistolet i rozległ się ogromny trzask, zobaczyłam ciało padające na ziemię.
_____________________________________________________
Witam was kochani <3 
Co do rozdziału jest taki sobie moim zdaniem.. coś mi w nim brakuje xD 
Ale jak to się mówi to tam już wam opinie zostawiam :) 
Chce jeszcze wam powiedzieć, że dziękuje wam z całego serca za tyle wyświetleń i mam już 5 obserwatorów dodatkowo powiększa się liczba informowanych  i za te komentarze pod ostatnim rozdziałem. Szczerze mówiąc bałam się, że nie będzie tych 7 a okazało się, że jest 8 haha. Jeszcze raz wam dziękuje <3
No i  standardowo już piszę, że przepraszam za jakiekolwiek błędy. :) 
Do następnego :*
8-11 komentarzy = nowy rozdział