niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 5

Rose

Kiedy usłyszałam zbawiony dzwonek od razu wyszłam pospiesznie z sali licząc tylko na to, żeby nie natknąć się na kolejną osobę, która będzie mnie męczyć pytaniami typu skąd jesteś ? dlaczego akurat teraz się przepisałaś ? Niby jestem już tutaj drugi dzień, ale ludzie chyba kochają tutaj gnębić nowo poznanych członków szkoły.
Zeszłam na sam dół po schodach prosto do szafki. Wpisałam odpowiedni kod i ją otworzyłam. Wyciągnęłam z plecaka książkę od angielskiego i chemii. Plecak postawiłam na ziemi koło swojej nogi, a książki włożyłam do szafki. Po obiedzie miałam mieć biologie, wiec wyciągnęłam ją, a kiedy chciałam włożyć książkę do tornistra go już nie było.
- Łatwo cię okraść – ta sama dziewczyna, która wpatruje się na mnie praktycznie co pięć minut podała mi plecak
- Dzięki – wzięłam rzecz od niej zorientowana
- Nie kładź niczego cennego na podłodze – uśmiechnęła się i poszła dalej
Zdawał być mi dziwna, tajemnicza, ale  wzięłam jej poradę do serca.
Zamknęłam szafkę i skierowałam się prosto do stołówki. Stołówka była małym pomieszczeniem, do którego prowadził krótki, szeroki korytarz. Ściany pomalowane były na biało. Na środku stał drewniany stół, i parę stolików, krzeseł wokół niego.
Wzięłam tace i ustawiłam się na szarym końcu kolejki. Kolejka przesuwała się po woli, co mnie zaczynało irytować, ale nie tylko mnie. Na obiad podawali smażone młode ziemniaki jakoś dziwną sałatkę przypominająca marchewkę o ile to była marchewka, a nie co innego, a do tego smażony kolet.
Trudno było się przemieszczać z wielką tacą razem z jedzeniem po zatłoczonej jadalni szukając odpowiedniego miejsca do siedzenia. Wszystkie stoliki były zajęte, albo przez grupkę chłopaków, albo przez pojedyncze osoby. Dla nie mojej korzyści nie było wolnego miejsca, gdzie bym mogła usiąść sama i zjeść w spokoju.
- Siadaj – usłyszałam za sobą pojedynczy głos
Obróciłam się i zobaczyłam tą samą dziewczynę. Czy ona mnie śledzi ?
- Dzięki – mruknęłam i usiadłam na wolnym miejscu
- Jestem Kelsey  – uśmiechnęła się
- Rose – uśmiechnęłam się nie chętnie i wzięłam ogryza jabłka
- Skąd jesteś ?- zadała pytanie, które przez najbliższy tydzień będę słyszała
- Z Los Angels – opowiedziałam krótko
- Hej Laski – usłyszałam męski głos 
Zobaczyłam chłopaka o czekoladowych oczach i lekko postawionej grzywce. Wyglądał na młodszego. Podszedł do blondynki przytulił ją po przyjacielsku, a następnie usiadł na przeciwko mnie.
- Hej ty jesteś ta nowa – zapytał – jestem James – uśmiechną się i podał mi dłoń
Czyli każdy w szkole już wie, że jest nowa dziewczyna z brzydkimi długimi kręconymi lokami i o niskim wzroście. Tak zdecydowanie nie lubię siebie. Ekstra.
- Rose Reimont – podałam mu dłoń – Nie rozumiem tego faceta – westchnęłam po dłuższej chwili  i popatrzyłam jeszcze raz na chłopaka.
- Kto ? – Kelsey od razu wkroczyła w rozmowę
Nie chciałam wdawać się w dłuższą rozmowę, ale jako jedyna tutaj wydawała mi się jak na razie najnormalniejsza nie zadawała mi tysiąc pytań jak inni może dla tego, że przeszkodził jej James, ale tak czy siak ma u mnie już dużego plusa
- Ten siedzący dwa stoliki od nas w niebieskiej koszuli – odkręciła się – Chodzę z nim na chemie wydaje byś się totalnym dupkiem nie zwraca na sygnały, które mu wysyłałam miedzy innymi to, żeby ze mną nie gadał.
- Chodzi co o Luka Brooksa – brunet wtrącił się do rozmowy
- Tak, znasz go ? – uśmiechnęłam się znów nie chętnie
- Tak to mój dobry kolega – pokiwał głową
- Ooo.. oh – wtopa !
- Nic się nie stało – zaczął się śmiać – On taki zawsze jest jeśli chodzi o nowe dziewczyny w szkole.
- Dobrze wiedzieć

***

Właśnie zaczęłam przygotowywać kolejny film, który miałam obejrzeć kiedy do drzwi ktoś zadzwonił. Niestety rodzice pojechali na zakupy wraz z siostrą, więc to mi przysłużyło otworzyć gościowi drzwi. Tylko kto by chciał do nas przychodzić, przecież nikogo tutaj nie znamy ? Chyba, że kolejna osoba z jakimiś wypiekami przygotowane specjalnie dla nowych lokatorów w bloku. No cóż wypieki dało się jeszcze przeżyć, bo były wspaniałe gorzej było już z jakimiś potrawami. Poprawiłam bluzkę, która dziwnie mi się podwinęła i podeszłam do drzwi. Otworzyłam. Zobaczyłam czarną męską sylwetkę, który natychmiast znalazła się obok mnie zamiast za progiem drzwi. Był to szatyn i był nim… sama nie mogłam uwierzyć, że to ten sam chłopak, którego widziałam w ty okropnym lesie, który zabił tego niewinnego chłopaka.
- Witaj – powiedział dosyć irytującym głosem
- Em.. – wydukałam zmieszana - czego tu chcesz ?
- Powiedzmy, że mam do ciebie sprawę – odpowiedział szorstko, idąc w stronę kuchni
- Pozwoliłam ci dalej wchodzić ? – rzuciłam zirytowana. Wiem, że powinnam być ostrożna, przecież zabił człowieka, ale nie zamierzam też się sobą pomiatać.
- Powiedźmy, że tak
- Co proszę ?
- Nie przyszedłem tutaj Maleńka na byle jakie pogaduszki. Chce tylko abyś wiedziała, że jeden z moich ludzi widział cię jak uciekałaś z miejsca gdzie hm.. popełniliśmy przestępstwo.
Super ! Los chyba chce, żebym trafił w nie powołane ręce. Jestem jeszcze młoda, żeby umierać !
 ___________________________________________
Witam was kochani <3 
Z góry przepraszam was za tak długą nie obecność, ale to się zmieni i rozdziały będę już dodawane regularnie co tydzień w sobotę lub w niedziele :)  
Co do rozdziału jest taki sobie moim zdaniem.. coś mi w nim brakuje xD
Ale jak to się mówi to już wam zostawiam opinie :) 
I chce wam jeszcze podziękować z tyle wyświetleń nie spodziewałam się tego i te miłe komentarze :) Mały komentarz, a tak cieszy i daje motywację :D
Oczywiście przepraszam za jakieś błędy, które mogą się pojawić
Jeśli ktoś chce jeszcze być informowany to piszcie w komentarzu swoją nazwę z tt
To do następnego :*
6- 7 komentarzy = Nowy rozdział 

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 4



Rose

Co do cholery właśnie się stało ?
Miałam dreszcze wzdłuż całego kręgosłupa co sprawiało, że chciałam stąd wiać jak najszybciej potrafię.  Nigdy wcześniej w życiu nie byłam tak przerażona jak teraz. Nie mogłam oddychać, nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nawet odwrócić wzroku od widoku przed mną. Ten nie winy chłopak nie żyje. Jego dusza już upuściła ciało. Mój żołądek skręcał się na sto supełków, a w gardle, aż roiło się od wielkiej guli, która oznaczała tylko histeryczny płacz. Z trudem powstrzymałam to zakrywając ręką instynktownie swoje usta – o ile to mogło jakoś pomóc. Co mam teraz robić ? Po co ja tutaj szłam? Co ja chciałam udowodnić tym ? Chciałam popisać się przez nowo poznanym chłopakiem z klasy ? Przecież to nie w moim stylu, a jednak zrobiłam to. Co mnie do cholery skłoniło do tego czynu ?
Miałam teraz tysiąc myśli na minutę. Nie mogłam dłużej patrzeć na tą scenę. Odwróciłam się i przerażona zaczęłam uciekać. Zaczęłam histerycznie płakać. Nie wierzyłam, że dożyję takiego momentu. To, to było okropne.
Wiedziałam, że były tutaj gangi – między innymi dla tego mój tata tutaj przyjechał- ale, żeby aż tak, żeby zabijając niewinnego człowieka, który nic im nie zrobił. To miasto definitywnie było już skreślone z mojej listy, gdzie mogę być szczęśliwa.

Jai

Otworzyłem szerokie drzwi od hangaru tym samym ukazując moje kochane auta. Zaczynając od czarnego lamborghini do białego Chevroleta Camaro po złotego Lotusa Elise i ciemno niebieskiego Ferrari 456M GT, który jest moim ulubionym samochodem jeszcze z dziewiętnastego roku. Zwykły, prosty w obsłudze takie są najlepsze. Wszystko było idealnie ukryte na obrzeżach miasta w głębi lasu.
Przedarłem się przez cudeńka, aż do drzwi magazynu. Otworzyłem je i weszłaem do środka.
- Gdzie jest Beau ?! – krzyknąłem już z wyjścia
- Jai uspokój się – podszedł do mnie Daniel
- Nie zabije  tych skurwieli ! 
- Jai to nie ma sensu – podszedł do mnie starszy bliźniak
- Luke oni pobili do nieprzytomności naszego brata to przez nich siedzimy w tym gównie po uszy – warknąłem
Byłem tak na buzowany, że mogłem to zrobić w tej chwili bez żadnego wahania. Ci pieprzeni Ganvailes zniszczyli mi moje życie !
- Załatwimy to po sowiemu Jai – wtrącił się Yammouni -  Pamiętasz chyba, że bez Beau nic nie robimy ? To by było zbyt ryzykowne dla nas wszystkich.
- Tak wiem, ale na samą myśl mnie coś bierze jak sobie pomyśle, że bez karnie sobie tutaj chodzą po naszych terenach i biorą nasze sprawy swoje zaśmierdziałe ręce. Robiąc tak dokładnie, żeby to my wpadli w ręce glin.
- Cały Tyler – warkną Luke
- Pieprzony skurwiel – dodał Daniel ciągnąc za koniuszki swojej grzywki.
- Przecież mamy plan nie możemy pozwolić na to, żeby się spieprzył.
- Kosztem Beau ! – krzyknąłem
- To był cześć planu – dodał James
- Dlaczego o wszystkim dowiaduje się ostatni !
- Takie życie bracie
- Pieprz się – usiadłem na starej kanapie
- Jai widziałeś tą nową – odezwał się Luke po dłuższej chwili ciszy
- Ta.. – mruknąłem – Nie jest taka zła. Napluć w kasze se nie da
- Gadatliwa też za bardzo nie jest.. ale i tak ją zaklepuje jako pierwszy
- Co ? Stary ty chodziłeś z prawie wszystkimi nowymi laskami tutaj może na odmianę ja też chce ? – wkurzyłem się
- Takie życie Jai – zaśmiał się
- Pieprzyć twoje zasrane życie i tak będzie chodzić ze mną !
- To o ile się ciachamy, że to ze mną będzie ?
Czy on mnie podjudzał ?
- Mamy miesiąc. Zawsze w ostatni dzień miesiąca jest decydujący wyścig i zawsze takim trafem kłócimy się kto w nim jedzie. Ten kto będzie ją mieć bierze udział w wyścigu do tego przegrany jedzie za pasażera.
- Dobra – wyciągną rękę- I tak przegrasz jesteś za cienki w te klocki bracie – ja również wyciągnąłem rękę
- James przecinaj ! – zawołałem
- Sorry chłopaki nie chce z tym mieć nic wspólnego – podniósł ręce w geście obrony
- Daniel ? – zawołał Luke
- Dobra, dobra idę

Rose

Cały dom był ciemny, nie była zapalona nawet, ani jedna lampka, wszyscy już dawno spali. Było już dziesięć po pierwszej, a ja jeszcze nie spałam myśląc o tym wszystkim co się zdarzyło.
Siedziałam na parapecie wpatrując się na ciemne, całkowicie ciemne miasto. Tylko z niektórych okien dochodziło światło. Zastanawiało mnie mnóstwo rzeczy… Mianowicie. Po pierwsze: Mam o wszystkim powiedzieć ojcu ? Po drugie: Kim byli ci mężczyźni ? Po trzecie: Jak dalej będę żyła z tą myślą, że widziałam na własne oczy morderstwo.  Te pytania niestety chyba pozostaną bez odpowiedzi.
Upiłam kolejny łyk herbaty. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Gdy tylko to zrobiłam od razu widziałam tą samą scenkę, która zdarzyła się parę godzin temu. Te słowa, ten moment, ten trzask, tą krew... Myślałam, że nie wytrzymam tego ciśnienia w mojej głowie, które z każdą minutą buzowało coraz silniej .. 
__________________________________________________
Hej kochani <3
Z góry od razu przepraszam za tak długą nieobecność, ale nie mogłam dodać rozdziału gdyż musiałam się uczyć -.- Masakra mam nadzieje, że mi to wybaczycie :)  Standardowo jak zawszę przepraszam za wszelakie błędy
Co do samego rozdziału  coś mi się jednak nie podoba, no ale już nie zmieniałam nic tylko dodaje go tutaj.
No to co bliźniacy założyli się o nową dziewczynę
Jak myślicie Rose powie swojemu tacie, że widziała morderstwo na własne oczy ? 
Jak to się dalej potoczy ?
8-11 komentarzy = nowy rozdział

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 3



Rose 
 
Resztę dnia w szkole spędziłam na całkowitym luzie i wyczekiwaniu na ostatni dzwonek. Może nie wszyscy ludzie tutaj są tacy źli ? Lecz jednak ostrożności nigdy nie za wiele. Musiałam wracać sama do domu. Może i to lepiej przynajmniej poukładam sobie pewne sprawy.
Szłam przez zatłoczony park począwszy od osób w podeszłym wieku do małych dzieciaków biegających tu i tam. Kocham małe dzieci są słodkie, ale niestety zbyt duża liczba ich mnie przerażała.Wiem to dziwne, ale taka już jestem.
W pewnym momencie usłyszałam głośną muzykę – o ile się nie mylę był to hip-hop połączony z rapem. Podeszłam bliżej i przedarłam się przez tłum, aż do pierwszego rzędu. Zobaczyłam dwie grupy tańczących ludzi, którzy toczyli ze sobą walkę taneczną. Nie był to mój styl tańca, ale w jakiś sposób zainspirowali mnie to jak się ruszali. Dominowały w tym ruchy takie jak całkowita swoboda ciała, nie to co w balecie, którą na co dzień uprawiałam. 
Zamierzałam dostać się na letnią szkolę tańca, wiec żeby się tam dostać trzeba zaprezentować jakiś swój układ taneczny, którego jeszcze nie miałam. Ci tancerze byli świetną partią na inspiracje, wiec stwierdziłam, że będę często zaglądać do tego parku.
W geście przypływu radości, że znajdowałam się w swoim żywiole uśmiechnęłam się, co często nie gościło u mnie na twarzy. Był straszny tłum co towarzyszyło temu hałas. Ludzie zaczęli się przepychać w prawo i lewo, aż zostałam wypchana z początku kręgu na sam koniec. Obróciłam się za siebie, naglę wszystko było puste o wiele mniej biegających dzieci i osób siedzących na ławkach. Coś się szykowało, a ja nie wiedziałam co. Moje sumienie nakazywało mi uciekać i to jak najszybciej byle najdalej z tond, ale jednak ciekawość górowała. Stwierdziłam, że podejdę bliżej wierzby i stanę na jednym z tych zielonych ławek, po obserwuje zachowanie ludzi. Tata mnie tego nauczył, że zawsze znajdzie się ktoś kto będzie wiedział o wszystkim, wiec będzie stał na obrzeżach i wszystkiego wypatrywał. Rozglądałam się, ale niestety nie widziałam nikogo, kto byłby podejrzany. Wiec ostrożnie zeskoczyłam z ławki. Niestety dla nie mojej korzyści źle postawiłam nogę i prawie nie spadłam na zimną ziemi. Uratowały mnie czyjeś ręce. Spojrzałam na górę na swojego wybawiciela. Miał śliczne brązowe oczy, które należały do mojego kolegi z klasy- o ile możemy nazwać się kolegami- był to jeden z bliźniaków. Jai.
- Eh.. Dzięki – wyrwałam się i lekko się uśmiechnęłam
- Nie ma sprawy- również się uśmiechną – Musisz jak najszybciej z tond iść..
- Ale jak to ? – przerwałam mu – Wiesz co tu się dzieje ? – dopytywałam
- Wiem – już miałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to – Niestety księżnie nie mogę powiedzieć. To sprawa życia i śmierci.
- Życia i śmierci ? Oszalałeś ! – czy on zwariował ? Widocznie chyba tak – Niestety nigdzie stąd się nie ruszam – usiadłam na ławce - właśnie oglądam jak tańczą – wskazałam na grupkę ludzi, którzy już się zbierali.
- Nie możesz tu zostać – krzykną na mnie
- A co ty wiesz czego ja mogę a czego nie ! – wstałam i wykrzyczałam mu to prosto w twarz
Stał bez ruchu patrząc się na mnie tymi czekoladowymi oczami tym samym błagając mnie żebym poszła. Teraz dopiero przyjrzałam mu się uważnie i zobaczyłam rozcięcie na jego brwi tuż przy kolczyku.
- O mój Boże co ci się stało ?! – wskazałam na brew  
- To nic takiego – dotkną rany – tylko trochę piecze – przerwał – Proszę cię idź prosto do domu
- Ale do tej rany może wdać się zakażenie – zignorowałam go
- Nie rozumiesz co się mówi do ciebie ? Księżniczko nie przejmuj się mną tylko lepiej sobą – przerwał – mam cię zaprowadzić –ścisną mnie mocno za prawą rękę i zaczął prowadzić
- Ała.. kretynie to boli ! – wolną ręką zaczęłam go bić i wyrywać – pojebało cię to boli !
Staną i obrócił się do mnie. Staliśmy twarzą w twarz. W tej chwili zadzwonił mu telefon. Wyciągną go z kieszeni, odblokują i przykładając do ucha
- Co James ?!... zaraz będę… pierdolisz.. idę – rozłączył się i schował telefon – na twoje szczęście Księżniczko nie odprowadzę cię do domu. Wracaj prosto.
Odszedł. Wzdychając, sfrustrowana samą sobą, poczułam buzowanie w głowie. Zazwyczaj nie łamałam reguł, które mi wpojono, ale ten jeden raz miałam wrażenie, że to zrobię. Cholera. Pakuje się w kłopoty. Włożyłam ręce do kieszeni i zaczęłam iść w stronę kierunku kiedy ostatnio widziałam Jai’a. Ścieszka w pewnej chwili zaczęła się rozwidlać na dwie części, dalszego parku i lasu. Którędy poszedł ? Nie wiem czemu, ale wybrałam las. Odpychałam od siebie wszelakie dziwne myśli. Zagłębiając się bardziej, zauważyła niedaleko siebie grupkę ludzi. Ostrożnie spojrzałam w ich stronę. Mieli na sobie same czarne rzeczy, z wyjątkiem jednej osoby. Postanowiłam przyjrzeć im się z bliższa. Każdy stawiany przez mnie krok sprawiał, że coraz bardziej się bałam, przesunęłam się bliżej drzewa, próbując pozostać niezauważona – o ile da się to zrobić.
- Naprawdę myślałeś, że zapomnimy !? – mroczny głos uderzył o moje uszy
Spojrzałam w jego stronę i ujrzała mi się sylwetka chłopaka. Wyglądał na starszego o rok ode mnie, umięśniony, brunet z grzywką podniesioną do góry i niebieskich oczach. Jego postawa samą mnie przeraziła, a co miał powiedzieć ten chłopak.
- J- Ja.. Potrzebuje jeszcze trochę czasu – jąkał się
- Jesteś w wielkim gównie Sam – poczułam jak ściska mi się żołądek
- Prze-przepraszam.. dajcie mi jeszcze przynajmniej dwa dni – znów się za jąkał
- Proszę ?! Dostałeś już szmat czasu tym samym kilka szans i gówno z nich wyszło
Przełknęłam ślinę. O co im chodzi ? Czego oni od tego gościa chcą ?
- To nie jest gra  – jeden chłopak ubrany na czerwono popchną mężczyznę na drzewo, a on suną się po niej bezwładnie
- Chcę jeszcze dwa dni ! Jeśli mi ich nie dacie pójdę na policję i oskarżę was o szantaż i prześladowanie ! – mężczyzna się im postawił. Bogu dzięki przynajmniej nie będzie się sobą pomiatał
- Hm, cóż, twój czas się skończył, dupku – moje serce stanęło, gdy usłyszałam te słowa. Byłam bliska zawału. Chłopak wyciągną pistolet i rozległ się ogromny trzask, zobaczyłam ciało padające na ziemię.
_____________________________________________________
Witam was kochani <3 
Co do rozdziału jest taki sobie moim zdaniem.. coś mi w nim brakuje xD 
Ale jak to się mówi to tam już wam opinie zostawiam :) 
Chce jeszcze wam powiedzieć, że dziękuje wam z całego serca za tyle wyświetleń i mam już 5 obserwatorów dodatkowo powiększa się liczba informowanych  i za te komentarze pod ostatnim rozdziałem. Szczerze mówiąc bałam się, że nie będzie tych 7 a okazało się, że jest 8 haha. Jeszcze raz wam dziękuje <3
No i  standardowo już piszę, że przepraszam za jakiekolwiek błędy. :) 
Do następnego :*
8-11 komentarzy = nowy rozdział

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 2



Rose 
Melbourne. Nie wiem co myśleć o tym nowym miejscu. Czuję się tutaj jak nie w swojej bajce. Spójrzmy prawdzie w oczy ja nie pasuje wszędzie.  Wiem o tym. Nie mam pojęcia od kiedy. Chyba zawsze przeczuwałam, że jestem inna niż moi rówieśnicy. Oni przynajmniej w wolnym czasie spotykają się z kimś, wychodzą z kimś, odwiedzają kogoś, a ja w wolnym czasie siedzę w domu lub wychodzę na treningi, żeby poćwiczyć układ. Nawęd w Las Angeles tak było tutaj będzie tak samo.
Razem z tatą podjechaliśmy pod nową szkołę. Emi zawieźliśmy jako pierwszą. Jej szkoła była kolorowa w każdym zakamarku były kolorowe obrazki i pełno zabawkę. Ile bym dała, żeby cofnąć się do przeszłości i pominąć jeden głupi incydent, który odmienił moje życie.
- Zaprowadzę ci do szkoły – zaparkował na wolnym miejscu na parkingu przed szkołą
- Nie musisz iść ze mną – popatrzyłam się na niego
- Jestem twoim ojcem powinienem ci pokazać co i jak – wyciągną kluczyki z stacyjki
- Jest okej, dam sobie radę chodziłam już do szkoły. Nie jestem jak Emi – uśmiechnęłam się szeroko. Mam nadzieję, że udawany uśmiech pomoże.
- No dobrze. – sięgną do półki wyciągając zapisaną kartkę – Masz się zgłosić do pana Erica w sekretariacie – wzięłam karteczkę i odpięłam pasy – Odbiorę cię po piętnastej
- Dobrze – otworzyłam drzwi auta i wysiadłam.
Weszłam do szkoły. Kolor budynku był szarawy z odcieniami czerwieni. Nad drzwiami wisiała duża tablica z napisem „High School” W środku natomiast było kolorowo, ale nie tak jak u Emi w szkole. Wszystkie rzeczy były nowe jak na koniec drugiego semestru. W dawnej szkole o tej porze połowę z tych rzeczy pewnie byłyby zniszczona tutaj pewnie trzymali większy rygor.
Nie spiesząc się skierowałam się w prawo, a następnie skręciłam w lewo przedzierając się przez tłum chłopaków i dziewczyn ubranych w najrozmaitszy sposób. Po dłuższym szukaniu sekretariatu w końcu znalazłam go. Wzięłam kilka oddechów, zapukałam i pchnęłam drzwi.
- Dzień Dobry – powiedziałam w środku już siedział jak się nie mylę pan Eric
- Dzień Dobry. Ty jesteś tą nową uczennicą, która ma chodzić do naszej szkoły ?  - uśmiechną i podał mi dłoń na znak przywitania.
- Tak – mruknęłam
- Jestem Eric Selting jestem dyrektorem szkoły – ponownie się uśmiechną
Teraz przyjrzałam mu się uważniej. Był w podeszłym wieku. Trochę otyły, a jego włosy były ulizane do tyłu, które z biegiem czasy stawały się powoli coraz siwe, natomiast na czubku nosa miał okulary, a na sobie miał ciemna marynarkę i czerwony krawat.
- Może zaprowadzę cię do klasy ? – otworzył drzwi i wskazał, żebym to ja pierwsza wyszła.
Szłam tuż za nim.
- Teraz mają angielski. Jeśli potrzebowałabyś coś zawsze moje drzwi są otwarte. – zatrzymaliśmy się przy salą trzydzieści trzy – Masz jeszcze jakieś pytania ? – zapytał
- Nie – pokręciłam głową jak małe dziecko
- Dobrze, lekcje prowadzi pani Kawel – zapukał do drzwi po czym je otworzył
Weszliśmy do klasy. Była bardzo liczna jak na moją poprzednią klasę. Każda ławka w tej sali była podwójna. Biurko nauczyciela stało po prawej stronie przy oknie. Sama klasa była… mieszana. Praktycznie wszyscy patrzyli się na mnie jak bym komuś coś zrobiła. Nie była to przyjemna sytuacja.
- Oto wasza nowa koleżanka Rose Reymont przywitajcie ją ciepło – wskazał na wolne miejsce na końcu sali, a sam wyszedł z niej. Nikt tam nie siedział i dobrze przynajmniej na tej lekcji nie będę musiała zawierać nowych znajomości. Przedarłam się przez tysiąc oczów gapiące się na mnie i usiadłam na swoim miejscu i wypakowałam podręcznik do angielskiego. Ćwiczenia i zeszyt niestety zostały w domu.
- Otwórzcie książki na stronię dwieście dwudziestej trzeciej – pani Kawel wyciągnęła swój podręcznik i zaczęła tak jak inni szukać powyższej strony.
- Rose pewnie nie wiesz o czym teraz mówimy po lekcji dam ci materiały – uśmiechnęła się
Czy wszyscy w tej szkole są uśmiechniecie ? Lub starają się być mili dla nowej. Nie chce litości !
Postanowiłam przyjrzeć się każdemu kto jest w klasie, przecież mam z nimi być jeszcze dwa miesiące. Dwie początkowe ławki przy oknie siedziały dziewczyny o niskim wzroście. Po środku klasy była stworzona grupka chłopaków, którzy pewnie zajęli środkowy rząd już od początku roku szkolnego. Widziałam też, że mam w klasie dwóch bliźniaków. Jestem ciekawa jak ich odróżniają przecież siedzą w tej samej ławce ? Do tego problemu nie chciałam wnikać głębiej. Bliżej mnie siedział chłopak razem z dziewczyna o ciemnym odcieniu blondu włosach i o błękitnych oczach. Nie widziała bym je gdyby tak często nie odwracała się do mnie. Oto kolejny powód dlaczego tutaj nie chce być. Nowa przybyła trzeba ją obczaić.
Przez następne trzydzieści minut trwania lekcji byłam nie obecna jedynie tępo gapiłam się w swoją książkę od angielskiego. Niestety nic ciekawego nie wyczytałam.
Gdy tylko usłyszałam zbawiony dzwonek, szczerze uradowana podniosłam się z miejsca i spakowałam swoje rzeczy do torby. Pospiesznie skierowałam się do biurka pani Kawel, a ona wyręczyła mi materiały, które musiałam opanować. Gdy dostałam pozwolenie na wyjście, natychmiast opuściłam salę.
Według mojej kartki z planem lekcji wynika, że będę miała chemie. Westchnęłam i zaczęłam szukać sali numer piętnaście. Długo szukanie mi nie zjadło, ale trochę na lekcję się spóźniłam. Trudno. Zapukałam i weszłam do klasy.
- Przepraszam za spóźnienie – ponownie parę naście zielenic się zaczęło na mnie patrzyć
- Ty jesteś Rose nowa uczennica ? Jestem Pan Wesel i będę uczył cię chemii mam nadzieje, że będzie ci się dobrze z nami pracowało – nie wątpię w to – Na początku semestru mieliśmy już wybierane składy kto z kim siedzi tobie przypada siedzenie z osobą która nie miała pary – pokazała ręką na stół na który zaraz spojrzałam.
Siedział tam chłopak, a dokładniej jeden z bliźniaków. Wiec przypada mi z nim siedzieć. Fajnie. Westchnęłam i ruszyłam w jego stronę.
Starałam skupić się na lekcji niestety chłopak miał inne plany co do mnie.
- Pss.. Masz może podręcznik ? Zapomniałem wziąć z domu
- Tak – mruknęłam i przesunęłam podręcznik na środek ławki, dalej patrząc na tablice
- Fajnie wyglądasz – ponownie zagadał
- Tak.. dzięki – zdawałam mu wszystkie znaki, że nie chce z nim gadać jednak on chyba ich nie czaił
- Mam na imię Luke – podał mi rękę
- Rose – uśmiechnęłam się udawanie w stronę chłopaka

<***>
James 
Samochód stoi już na starcie. Za chwilę zacznie się nielegalny wyścig, który jest organizowany w nocy, zawszę gdzie indziej.
- Gotowi ? – usłyszałem głos młodej kobiety
Przekręciłem kluczyk w stacyjce tym samym odpalając swojego czarnego lamborghini. Nic się wokół mnie teraz nie liczyło tylko droga do pokonania. Słyszałem tylko swoje głośne bijcie serca i ślinki samochodu. Po chwili na białej tablicy pokazały się wielkimi literami na niebiesko słowo „START”
Wyruszyliśmy wszyscy z piskiem opon.
Na prowadzenie wysunął się czarny samochód, który należał do mojego od wiecznego wroga Tylera. Dupek był całkiem niezły w te klocki. Wiec czeka mnie większa zabawa niż myślałem. Jechałem tuż za nim. Zobaczyłem, że za nami ostry skręt w prawo. Zmieniłem bieg, i lekko zahamowałem tym samym omijając bezpiecznie zakręt „śmierci”, na którym tak wiele zginęło młodych ludzi przez właśnie takie nielegalne wyścigi.
- Dupek – warknąłem uderzając w kierownice
Dylan współpracownik Tylera wyprzedził mnie swoim czerwonym Antonem Marini. Kutas chwali się każdemu swoją nową furą i wozi każdą naiwną dziwkę.
Znowu zmieniłem bieg i tym razem wcisnąłem pedał gazu. Mój licznik nie ubłagalnię zaczął wskazywać niebezpieczną strefę. Teraz, albo nigdy. Zobaczyłem dwie rozszerzające się uliczki. Głupi wybrali tą pierwszą ja natomiast tą drugą. Zmieniłem bieg i jeszcze bardziej przyśpieszałem tym samym zbliżając się do głównej ulicy. Wyjechałem na nią zostawiając przeciwników przy tym wyrabiając sobie niezłą przewagę. Meta była już tak blisko. Wcisnąłem gaz. Przekroczyłem ją i zacisnąłem hamulec. Wygrałem. I tłum oszalał.  
________________________________________________________________________
Witam. Mamy już drugi rozdział, który no jest całkiem całkiem.. chyba :D Ale to już wam opinie zostawiam :) Co by wam tutaj napisać jeszcze ? A tak dziękuje wam za tyle wyświetleń na bloga <3 Nie sądziłam, że w tydzień tak dużo będzie :O za komentarze też dziękuje :) 
Jeśli zobaczycie jakiekolwiek błędy najmocniej was za nie przepraszam, staram się ich nie robić, ale wychodzi jak wychodzi :/
Jeśli chcesz być informowany o nowym rozdziale napisz swoja nazwę (tt) w komentarzy :)
Mogę wam też podpowiedzieć, że w następnym rozdziale będzie cię działo dużo ^^ 
 Do następnego :* 

7-10 komentarzy nowy rozdział  

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 1




Znowu dzisiaj płakałam. Rzuciłam się na łóżko i zaniosłam się histerycznym szlochem. Nie mogłam już wytrzymać, czułam, że to wszystko za dużo jak na moje siły. W tej chwili chciałam się schować i odciąć się od całego świata. Wtuliłam się w niebieską dużą poduszkę.
Kolejna wyprowadzka. Kolejne nowe miasto. Kolejne nie spełnione marzenia. Kolejna nowa szkoła. Mogła bym wymieniać tych rzeczy w nie skończoność , ale czy to miałoby jakiś sens ? Moi rodzice i tak już nie zmienią zdania, a zwłaszcza ojciec, który dostał awans i z niego nie zrezygnuje. Przenoszą go do Melbourne, żeby tam kontrolować obrzeża jak i miasto przed jakim gangiem. Tak mój ojciec jest policjantem – zastępcą szeryfa, wiec kto by zrezygnował z takiej życiowej szansy ? Co do mojej matki bardzo się z tego ucieszyła nawęd poświeciła własną prace żeby tylko nasza rodzina była w komplecie, a co do mojej młodszej siostry Emi, która uradowała się na tą wieści, że będzie mieszkała w nowym mieście i że pozna nowe koleżanki tyle jej wystarczyło, ale co się dziwić ona dopiero miała osiem lat, każda nowa rzecz ją cieszyła. Zazdroszczę jej, chciałabym być wciąż dzieckiem, które nie zdaje sobie sprawy z tego co świat kryje.
Wiec byłam na pozycji straconej. Przeciwko każdemu. Dobrze wiedziałam jak to wszystko wygląda. Beznadziejnie. Ponuro. Pękające od środka.
Wstałam i podreptałam do okna. Wydrapałam się na parapet siadając na nim. Wpatrywałam się w zatłoczone miasto. Starałam się zapamiętać je jak najdokładniej umiałam. Wpatrując się w każdy szczegół starając się nie pominąć ani jednego. Los Angels miasto które nigdy nie śpi tętniące zawsze życiem.
- Nigdy cię nie zapomnę – wymruczałam cicho
Teraz przyjrzałam się dokładnie niebu, było całe rozgwieżdżone. Lubiłam przesiadywać tutaj i rozmyślać. Będzie mi tego brakowało. Cicho westchnęłam czując jak oczy same mi się zamykają.

<***>

Dzień Wyprowadzki – pomyślałam otwierając oczy wyłączając budzik, który mnie obudził. Powoli wygramoliłam się z łóżka ocierając zaspane oczy. Przedarłam się przez stojące kartony z moimi rzeczami i otworzyłam szafę w celu znalezienia jakiegoś ubrania. Przebrałam się w nie, a następnie skierowałam się do łazienki weszłam do niej i zamknęłam za sobą drzwi. Odkręciłam kran i ochlapałam twarz zimną wodą, a następnie otarłam ja ręcznikiem. Nawęd nie chciałam patrzeć w lustro. Wzięłam z kosmetyczki tuż do rzęs i wstawiłam oko z oko z własnym odbiciem. Widok nie był zachwycający. Przejechałam tuszem po rzęsach przy tym lekko je wydłużając. Przeczesałam ręką brązowe włosy.
Otworzyłam drzwi i ziewając poczłapałam do kuchni. Dochodziły z niej już pyszne zapachy. Weszłam do środka.
- Dzień dobry córeczko – mama uśmiechnęła się, a zaraz po tym wróciła do poprzedniej czynności którą robiła, pilnowania, żeby nie przypaliły się grzanki.
- Dzień Dobry – usiadłam i nałożyłam sobie kilka na talerz.
Emi już siedziała po drugiej stronie stołu i delektowała się grzankami. Na jej miejscu z chęcią jeszcze bym pospała. Nie wiem jak takie małe dzieci mogą wstawać o tak wcześniej porze ?
Tata natomiast nie było w pomieszczeniu. Pewnie załatwiał jeszcze jakieś sprawy związane z wyjazdem.
- Nie martw się – pocieszała mnie rodzicielka jak by czytała mi w myślach. – Córciu głowa do góry. To tylko nowe miejsce nic wielkiego.
Nic wielkiego ? To coś wielkiego, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie będzie musiała przechodzić przez to samo co ja po tej głupiej wyprowadzki. Pierwsza sprawa nowa szkoła. Rozumiem gdyby to by początek roku, a nie praktycznie koniec drugiego semestru. Druga sprawa będę musiała znaleźć nowe miejsce do tańczenia – Tak tańczę balet. Już od jakiś ponad siedmiu lat – a gdzie ja je znajdę kiedy nie znam miasta. Trzecia sprawa. Nowi ludzie. Jestem osobą, która woli nie zawierać nowych znajomości.
- No już Rose głowa do góry. Chce zobaczyć twój uśmiech, kiedyś byłaś takim uśmiechniętym dzieckiem – położyła na stolę którąś już z kolej porcję grzanek.
- Sprawy związane z wyjazdem już załatwione – do kuchni wszedł tata. Dzięki Bogu przynajmniej nie muszę wysłuchiwać jaka ja byłam w dzieciństwie, a jaka jestem teraz – Kochani wyjeżdżamy już za cztery godziny – podszedł do mamy i ją przytulił
- Kochanie to wspaniale, że tak szybko załatwiłeś wyjazd. Przynajmniej dziewczynki jutro już pójdą do nowej szkoły.
- Będę miała nowe koleżanki – Emi zaczęła skakać po krześle – Rose słyszysz ? Poznam je z tobą – uśmiechnęła się
- Ekstra – wymruczałam 
_________________________________________________________________________
Można powiedzieć , że jest to małe wprowadzenie w opowiadanie. Miałam go dodać w  prologu , ale stwierdziłam  ostatecznie ze będzie w rozdziale, choć w prologu było by lepiej. Osobiście rozdział mi się podoba ^^ Nie wiem co wy o nim sądzicie ? Może być ? Jeśli ktoś jeszcze nie zapoznał się z bohaterami możecie je zobaczyć w zakładkach :) I jeśli zobaczycie jakiś błąd ortograficzny za które bardzo przepraszam staram się ich nie robić, ale no to nie wychodzi mi :c Zrozumiem jeśli ktoś przez to nie będzie chciał czytać dalej :) Jeśli chcesz być informowany o nowym rozdziale to napisz swoją nazwę w komentarzu. No i proszę o jakieś komentarze xx Do następnego :*

środa, 16 kwietnia 2014

Wstęp

Hej :* Może mnie już kojarzycie z opowiadania "feelthelove" jeśli nie to macie teraz okazje poznać :D Postanowiłam, że zacznę pisać opowiadanie o Janoskians. Mam nadzieje, że w jakiś sposób przypadnie wam do gustu. Mile widziane są jakiekolwiek komentarze nawęd te hejtujące. Gdyż to daje mi jakiegoś kopa :) Co do bohaterów już są zamieszczeni w zakładkach. Zapraszam was również do obejrzenia zwiastunu :) Pierwszy rozdział ukarze się w niedziele, albo w poniedziałek.